
Czego katolicy mogą się nauczyć od Coca-Coli?
W internecie – również w jego „katolickiej części” – furorę robi reklama Coca-Coli. Nie ma się czemu dziwić, bo jest wyśmienita. Trwa dokładnie minutę. Uważam, że każdy katolik powinien poświęcić te sześćdziesiąt sekund i ją obejrzeć. Dlaczego? Żeby się zawstydzić i czegoś nauczyć.
Do pokoju wchodzi kobieta. W ręku ma test ciążowy. Przy biurku siedzi mężczyzna. Moment niepewności, wymiana spojrzeń i wybuch radości. Będziemy mieli dziecko! Chwilę później dzieciak jest już na rękach szczęśliwej mamusi. Następna scena, to już nie sielanka – tata budzi się w środku nocy, bo dziecko płacze. Klocki rozsypane wbijają się w stopy, dziecko ściąga z pięknego stołu obrus ze wszystkim, co na nim stało, tata wyciąga z koperty usmarowaną jakąś dziwną mazią płytę winylową, dzieciak wyjada z miski karmę dla psa. Potem przenosimy się do sypialni. Niestety, nic z tego! Dzieciak wskakuje na łóżko i rozdziela rodziców. Na koniec jeszcze jedna scenka – kolejny test ciążowy i kolejny wybuch radości. W tle leci bardzo przyjemny kawałek, doskonale komponujący się z całością i budujący niezwykle pozytywny klimat.
Argentyńska reklama Coca-Coli trwa dokładnie minutę. Uważam, że każdy katolik powinien poświęcić te sześćdziesiąt sekund i ją obejrzeć. Dlaczego? Żeby się zawstydzić i czegoś nauczyć.
Spójrzmy na nasz Kościół. Jak wiele czasu poświęcamy na „walkę ze złym światem”, „obronę wiary przed zgnilizną moralną”, tropienie ludzi i organizacji, które chcą nas zniszczyć. Czasami można odnieść wrażenie, że siedzimy w jakiejś zamkniętej, oblężonej twierdzy, która jest non-stop atakowana, mury zaraz zostaną zburzone i naszym jedynym zadaniem jest defensywa.
Ten katastroficzny klimat doskonale obrazuje sposób funkcjonowania wielu katolickich ruchów, stowarzyszeń i fundacji. Działają one na różnych przestrzeniach, ale mają dwie wspólne cechy – walczą z kimś i są anty. Walczą z przeciwnikami Kościoła, walczą z przeciwnikami rodziny, walczą z rozpowszechnianiem antykoncepcji, walczą z pornografią, gender, aborcją, eutanazją i homoseksualistami. Definiują się przez negację czegoś, co uważają za zło. Chyba najbardziej jaskrawym przykładem są organizacje antyaborcyjne, które walczą o życie nienarodzonych dzieci. Do tego trzeba jeszcze niestety dodać sposób prezentowania świata w niektórych mediach katolickich oraz narrację, którą jesteśmy karmieni przez wielu księży.
Żeby była jasność. Jestem przeciwnikiem antykoncepcji, aborcji, eutanazji i in-vitro, dostrzegam potrzebę przedstawiania ludziom prawdy o tym, że coś jest złem, ale równocześnie odnoszę wrażenie, że w Kościele w Polsce za bardzo przechyliliśmy się w stronę bycia ANTY, a za mało jest w nas postawy PRO. Nawet ruchy, które nazywamy pro-life’owymi, w ogromnej większości zajmują się walczeniem z czymś, a nie promowaniem czegoś. Taka jakaś katolicka specjalność – bycie w opozycji, w kontrze i w defensywie.
Od dłuższego czasu – wszędzie gdzie tylko mogę i mam możliwość – powtarzam, że potrzebujemy zdecydowanie więcej wysiłku i energii poświęcić na budowanie konstruktywnej, chrześcijańskiej narracji. Mamy trochę specjalistów, którzy już to robią. Doskonałym przykładem jest sposób głoszenia i działalność bpa Grzegorza Rysia, ks. Piotra Pawlukiewicza, ks. Mirosława „Maliny”, s. Małgorzaty Chmielewskiej. Oni nie koncentrują się na biadoleniu jaki świat jest zły (co nie znaczy, że wcale o tym nie wspominają), ale starają się pokazać ludziom, jak wspaniałą propozycją dla świata jest chrześcijaństwo. Np. zamiast opowiadać o tym, jakim strasznym złem i grzechem jest seks przed ślubem, starają się powiedzieć młodym, jak piękną rzeczą jest wierność, miłość i wytrwanie w czystości do ślubu. Efekt? Kościoły i sale wykładowe pękające w szwach i ludzie powtarzający, że „nie zdawali sobie sprawy, jak fantastyczne rzeczy ma nam do zaproponowania Kościół”. Podobną pracę wykonuje papież Franciszek.
O coś takiego właśnie chodzi. Kościół ma zbyt wiele do zaoferowania, żeby skupiać się tylko na defensywie i byciu anty. Lubię powtarzać, że mamy do sprzedania światu najlepszy news w historii. Prawdziwa wolność, miłość i szczęście, a do tego życie wieczne. Kto by tego nie chciał? Wymarzony all inclusive.
Jeśli nie potrafimy z tym newsem dotrzeć do ludzi, to nie jest wina świata, tylko nasza wina. Coś robimy źle. Zamiast pokazywać ludziom piękną prawdę, to ją zasłaniamy. I dochodzi do sytuacji, w której dobrą robotę w działce promowania wartości odwala za nas firma produkująca napoje gazowane.
Tekst pierwotnie ukazał się tutaj
Witam, jestem tu pierwszy raz a skłoniła mnie do tego Twoja wizyta w DDTVN.
Powiem krótko, nie żałuję. Chcąc poznać człowieka, który wielbi Franciszka, zrozumiałam co uwiera mnie w moim chrześcijańskim bucie i nie pozwala podążać dalej. Z jednej strony jestem katoliczką i nie tylko z nazwy, a z drugiej mam wrażenie, że coś w tym systemie nie styka. Ludzie, którzy mówią, że są głęboko wierzący mają w sobie coś takiego, coś co mnie do nich zniechęca. Są wśród nich niektórzy księża i osoby świeckie również. Jakaś złość i wrogość w przekazie z ich strony. Dzisiaj już wiem. Jest to właśnie to co Ty nazwałeś po imieniu- walka ze złem.
Zawsze powtarzam, że ocenianie należy zacząć od siebie. Czy jestem na tyle idealna aby wytykać wady innym? Gdyby każdy to robił i dodatkowo niwelował swoje błędy, to świat byłby piękny, ale okazuje się że o ile wskazywanie dobrych rzeczy u innych jest trudne o tyle ukazywanie złych może przynieść nam więcej korzyści, bo może nas wynieść ponad nich właśnie. Przecież skoro tak mocno krytykujemy sąsiada, który żyje niegodnie, to zdecydowanie kierujemy uwagę słuchacza na nasze życie. W ten prosty sposób lądujemy w hierarchii wartości o punkt wyżej. A czyż nie byłoby bardziej po chrześcijańsku wykazać się dobrym uczynkiem, empatią, pochwałą bliźniego. Zwykle przy spotkaniu znajomego słyszę stale same złe rzeczy. Czy nie było by przyjemniej usłyszeć budujące opowieści? To chyba nasza Polska mentalność.
Wydawałoby się , się że dobrych postaw powinniśmy uczyć się w kościele, jednak jest to bardzo sporadyczne. Zwykle słyszę złe oceny polityków, ustaw, ludzi itd. To nie jest fajne.
Z jednej strony myślałam, że przecież kościół musi czuwać nad ludem, aby nie wszedł na złą ścieżkę lub z niej zawrócił, z drugiej strony coś mnie w tym męczyło. Po mszy rzadko wracam natchniona i w skowronkach do domu. Jestem raczej zmęczona i zdołowana. No właśnie. O ile milej byłoby usłyszeć pozytywne w odbiorze historie. Przecież pozytywne przykłady motywują nas o wiele bardziej.
Bardzo dobry tekst:)
Przeczytałam pierwszy post i od razu sprowokował mnie do napisania komentarza. Nie wiem co będzie po przeczytaniu reszty? 🙂
Pozdrawiam serdecznie i będę zaglądać
Aneta
Dopiero tutaj obejrzałam tę reklamę. Nigdzie wcześniej jej nie widziałam. Jest świetna. W nienachalny sposób ukazuje piękno małżeństwa, rodziny i dzieci. Aż się człowiek przy niej mimowolnie uśmiecha. W pełni zgadzam się z tym, że w Kościół zbyt często jest ANTY. Najbardziej podoba mi się jedno Twoje zdanie: ,,Kościół ma zbyt wiele do zaoferowania, żeby skupiać się tylko na defensywie i byciu anty.” To cała kwintesencja tego co powinniśmy jako chrześcijanie robić.
A przy okazji. Dzięki za Twoją działalność. Robisz kawał dobrej roboty. Jesteś jedną z tych osób, która ukazała mi, że wiara jest dla każdego. 🙂
Pozdrawiam serdecznie 😉
sprawa prosta, – są porównywalne produkcję, oferty, sami ostatnio takie składamy, ale Kościół woli wybierać ,,lipę” artystyczne – estetyczną i produkuje badziewie, – które wywołuje salwy beki w internecie z katol itd.- chocby 966, czy SDK. Promuje się lipę bo trzeba by zapłacić ZAiKS albo dać wolność twórcom w projekcie a tak decydują osoby zupelnie niekompletne. Ludzie są pomysły tez ale najpierw trzeba by być bogatym i jechać na własny rachunek.
Bardzo, bardzo, bardzo się z Tobą zgadzam. Od niedawna śledzę Twoje wpisy na fb, czytam i kiwam przytakująco głową. Nawet teraz, w pracy. A co tam. Kiwam i cieszę się, że to nie kolejny potępiający głos. Tak, jak piszesz – ogromnie brakuje mi w naszym świecie, a w tym w świecie mediów, pokazywania piękna i tego, od czego serce rośnie, a nie się zamyka. Odchodzę od telewizji, news’ów, popularnych portali, bo muszę przymykać oczy i uszy na to, co mi serwują. Gwałty, wojny, przemoc, wytykanie zła, udowadnianie, że starte prawdy to przeżytek, że wszystko wolno. Ja również jestem przeciwna aborcji, wiem, że nie usunęłabym ciąży. Co do invitro – nie mnie osądzać. Mam ogromne szczęście być mamą Dwójki, nie kombinowałam w młodości, więc dzieci pojawiły się bez problemu. Emocje i cierpienie, jakie przynosi trud zajścia w ciążę, są podejrzewam bardzo silne. Ale – nie mnie oceniać innych, Ja jestem odpowiedzialna za moje sumienie i sumienie naszych dzieci. I chciałabym pokazać im świat dobry, od jego dobrej strony, bo przecież taki również jest! Dzięki Bogu.
Pięknie, ale zupełnie nie w temacie. Reklama pokazuje zamożną parę oraz zdrowe dziecko. Pragnę zobaczyć podobny spot o pani, której pozamaciczna ciąża rozrywa jajnik, lub o dziecku z łuską arlekinową.
dokładnie tak samo myślę, więcej pozytywnych informacji. Nie sztuka coś komuś zakazać nie wyjaśniając dlaczego…takie zachowania pamiętamy pewnie ze swojego dzieciństwa, gdy rodzice mówili :”nie wolno, bo Ja tak mówię i już…” a my w złości i tak wiedzieliśmy „swoje”.
Dokładnie! Spotkałam kiedyś księdza, który świetnie wyjaśnił temat czystości przed ślubem. To nie chodzi o to ze nie moge tego robić bo Bóg będzie zły. Bóg to zrobił dla nas bo BÓG DLA NAS MAXIMUM SEXU! – nie skrywanego, z ciągłą obawą, że się wpadnie tylko żebyśmy sie kochali i byli z tego powodu Szczęśliwi. I takie podejście mi sie podoba!
Co racja, to racja – oczywiście, że lepiej skupiać się na prezentowaniu tego, co Kościół i Jego wartości mogą nam zaoferować, a nie, czego nam zakazuje (pamiętna kampania „Konkubinat jest grzechem”).
Reklama rzeczywiście ciepła, ale przecież jedna z wielu tego typu. Wiele reklam, począwszy od margaryny, nutelli, skończywszy na przedświątecznych propozycjach marketingowych ukazuje szczęśliwe życie rodzinne z dziećmi i tak dalej.
I, jak w wielu reklamach, to jest ideał. Niestety życie zweryfikowało moje chęci do bycia zawsze PRO. Otóż stosuję antykoncepcję, ponieważ leki na chorobę, na którą cierpię, poważnie zagrażają ewentualnemu dziecku, które miałoby się rozwijać przecież w moim organizmie. A jest on w kiepskiej kondycji, czemu w tej chwili nie można zarazić. Jednocześnie jestem mężatką i zaprzeczałabym sama sobie, gdybym miała żyć „w czystości”.
Takich sytuacji reklama nie rozwiąże.