To jest film, który stworzyło kilkadziesiąt lat klerykalizmu. Jeśli czegoś nie zrobimy, Kościoły będą pustoszeć
Kiedy skończyła się ostatnia scena, w Kinie Pod Baranami najpierw zaległa totalna, przejmująca cisza, a później rozległy się brawa. I ja te brawa rozumiem.
To jest film, który stworzył sam Kościół.
To jest film, który stworzyło kilkadziesiąt lat klerykalizmu.
Smarzowski pokazał sumę wszystkich grzechów księży, o której większość ludzi i tak wie, ale nikt o nich przez lata nie mówił, bo nie wypadało, bo o księżach trzeba było mówić albo dobrze, albo w ogóle.
To oczywiście nie jest cała prawda o księżach i Kościele, bo jest w nim też wielu ludzi, którzy starają się żyć Ewangelią (sam znam wielu takich).
Ale nie można „Kleru” zakrzyczeć, nie można powiedzieć, że to jest wrogi atak na Kościół. Z tym obrazem musimy się zmierzyć.
Bo przecież wielu z nas spotkało hierarchów oderwanych od rzeczywistości, zamkniętych w swoich kuriach i otoczonych dworem. Wielu z nas zderzyło się z urzędniczym murem w kancelariach parafialnych, księżmi urzędnikami i chorymi cennikami za śluby i pogrzeby. Wielu z nas co tydzień słyszy z ambon ludzi, którzy brzmią jakby w ogóle nie wierzyli w to, co przed chwilą przeczytali nam w Piśmie.
Tu nie chodzi tylko o film. Jeśli dziś Kościół nie zmierzy się ze wszystkimi aferami, skandalami i nadużyciami, które powoli wychodzą na światło dzienne, jeśli nie skończy się chory, skrajny klerykalizm, jeśli księża i wszyscy ludzie Kościoła nie odkryją na nowo szczerego pragnienia służby, prostej miłości i nie uwierzą na nowo w Ewangelię, to niedługo Kościoły zaczną pustoszeć.
I to nie będzie wina Smarzowskiego. To będzie nasza wina.
„Wy jesteście solą dla ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi” (Mt 5,13)